Po wielkim efekcie WOW, jaki miał miejsce w połowie marca przy Piłsudskiego 138, kiedy to doszło do przejęcia Widzewa, a właściwie wykupienia pakietu większościowego akcji klubu przez Roberta Dobrzyckiego od ówczesnego większościowego właściciela Tomasza Stamirowskiego nadszedł czas, kiedy euforia po kreśleniu wizji budowy nowego Wielkiego Widzewa opada i nadchodzi moment jej realizacji.
Emocje opadły jak po wielkiej bitwie kurz, ukazując rzeczywistość i trudne realia do stworzenia czegoś co jeszcze miesiąc temu w przypływie wielkiego entuzjazmu i nadziei wydawało się proste. Kwoty oraz sumy, jakie padały w przestrzeni medialnej przyprawiały o zawrót głowy, ponieważ jak na polskie warunki pieniądze to niemałe, a mówimy o rzekomo czterech milionach euro na zakupy w letnim okienku transferowym oraz budżecie osiemdziesięciu milionów złotych, jakim Widzew miałby dysponować w nowym sezonie. Nowy właściciel zapowiedział na specjalnie zwołanej konferencji prasowej poświęconej wydarzeniu, jakim było przejęcie klubu, że chce zbudować Widzew, który będzie liczył się na krajowym podwórku walczący o najwyższe lokaty, premiowane grą w europejskich pucharach. Aby tego dokonać potrzebny jest skok jakościowy drużyny. Dyrektor sportowy Widzewa – Mindaugas Nikolicius. W jednym z udzielonych wywiadów powiedział :” Zrobimy tyle transferów, ile będzie potrzeba, żeby Widzew znów stał się wielki”, co oznacza, że w Widzewie tego lata nie będzie nudy. Lista zawodników, których w przyszłym sezonie w czerwonych koszulkach już nie zobaczymy jest z dnia na dzień coraz dłuższa i oscyluje w liczbie około jedenastu osób „do odstrzału”. Jednak czy w ich miejsce będzie łatwo sprowadzić jakościowych piłkarzy w określonej kwocie. W ostatnim czasie wypływają nazwiska, którymi dyrektor sportowy Widzewa interesuje się badając możliwość wykupu w kontekście wzmocnień. Dawid Kownacki (Werder Brema), Kamil Jóźwiak (Granada FC) Michał Skóraś (FC Brugię), Mariusz Fornalczyk (Korona Kielce), Samuel Mraz (Motor Lublin). Zacne grono, które niewątpliwie podniosło by poziom sportowy drużyny, ale wiadomo już, że żaden z dżentelmenów raczej na Piłsudskiego nie trafi. Raz, że cztery miliony euro to nie aż tak dużo przy podbijanych cenach rynkowych wyżej wymienionych panów, dwa zainteresowanie tymi zawodnikami wykazują więksi i bogatsi jak Lech czy Legia, z dużą i rozbudowaną infrastrukturą treningową, której w klubie z czerwonej części miasta na tę chwilę brak. Do listy życzeń dodać należy jeszcze Benjamina Kalmana (Cracovia), którego sprawa sprowadzenia nie jest jednoznacznie przesądzona oraz byłego zawodnika RTS – u Mariusza Stępińskiego (Omonia Nikozja), którego powrót na stare śmieci jest całkiem możliwy z dużym prawdopodobieństwem szczęśliwej finalizacji. Ale co dalej?
Wydaje się, że kwota przeznaczona na letnie zakupy wydaje się mała, aby zbudować coś więcej niż tylko ligowego średniaka. Niewykluczone, że Robert Dobrzycki będzie musiał sięgnąć do kieszeni sporo głębiej, niż być może zamierzał. Znając mechanizmy rynkowe i pazerność agentów, ceny potencjalnych nabytków w dużej liczbie przypadków będą sztucznie podbijane, przewyższając wartość zawodników, tą finansową i tą sportową. Niewykluczone, że przy takim scenariuszu władze będą zmuszone do innych rozwiązań, jak np. sprowadzanie obiecujących i tańszych piłkarzy np. z ligi chorwackiej, którą dobrze zna chorwacki trener czerwono – biało – czerwonych – Zelijk Sopić.
Czy Widzew będzie na to stać? Zapędy Pana Dobrzyckiego, aby uczynić Widzew po raz kolejny wielkim są ogromne i nie brak w nich determinacji. Na chwilę obecną trwa sondowanie możliwości powiększenia Serca Łodzi nie o dwa, trzy czy cztery tysiące miejsc, a tyle, aby stadion mógł pomieścić około trzydzieści tysięcy sympatyków łódzkiej drużyny. Jeżeli z przyczyn technicznych nie będzie to możliwe, nowy inwestor nie wyklucza budowy nowego stadionu w nowej lokalizacji.
Wszystko wskazuje na to, że budowa Widzewa w wersji 3.0 będzie emocjonująca i w kwotach finansowych, jakich klub przez 115-lat swojej historii jeszcze nie widział. Mimo wszystko warto w tym całym show, jakie włodarze klubu chcą nam zafundować tego lata, zachować zimną krew i spokojną głowę. Widzew nie buduje, a przeprowadza rewolucję, która ma dać początek budowie silnego zespołu, a jak wiadomo z doświadczenia, budowa nie trwa przez jedno okienko transferowe.
Rozkłada się w czasie przez dłuższy okres co ostatecznie może potrwać kilka lat. To i tak szybko biorąc pod uwagę, że gdyby nie pieniądze szefa Panattoni okres budowy wielkiego Widzewa trwałby o wiele dłużej bez gwarancji jego efektu końcowego.