Od początku mocno w mecz weszła Cracovia za sprawą nowego nabytku – Stojankovicia. Wykorzystał on bowiem błąd obrony Lecha i zdobył pierwszą bramkę. Lech nie prezentował żadnego pomysłu na grę – brakowało ładu i składu w działaniach poznaniaków. W efekcie nadeszło drugie trafienie dla drużyny z Małopolski. Ponownie kontratak – Stojanković wyglądał świetnie w pierwszej połowie i obsłużył podaniem Hasicia, który pewnie wykończył sytuację. W obu przypadkach gospodarze mogli zrobić więcej, by uratować wynik.
Pierwsza groźna i niezablokowana okazja Lecha w pierwszej części gry nadeszła dopiero w 35. minucie – z 20 metrów uderzył Jagiełło, kierując piłkę w pięknym stylu do bramki Ravasa. Na stadionie zapanowała euforia, jednak radość szybko przerwał sędzia liniowy, podnosząc chorągiewkę – spalony dogrywającego Ishaka. Na tablicy wciąż 0:2.
Lech napierał, co zaowocowało kolejną groźną sytuacją Kolejorza. Po dośrodkowaniu do Kozubala, który przyjmował piłkę klatką piersiową, futbolówka odbiła się od ręki Henrikssona. Sędzia po chwili wskazał na VAR, przeanalizował sytuację i… wapno! Rzut karny dla Lecha. Ishak podchodzi, uderza po ziemi – Ravas rzuca się, ale w złą stronę. Gospodarze wracają do gry!
W drugiej połowie, jeśli chodzi o grę drużyn, wiele się nie zmieniło. Gospodarze dominowali, a Pasy czekały na swoją upragnioną szansę. Jak się okazało, pojawiła się ona i to nie raz.
W 52. minucie Cracovia po kolejnym kontrataku – Dominik Piła cudownie dograł piłkę do Hasicia, ten uderzył, a piłkę do własnej bramki dobił Mateusz Skrzypczak. Wydaje się jednak, że niezależnie od interwencji obrońcy, Mrozek i tak wyciągałby piłkę z siatki.
Poznaniacy próbowali znowu złapać kontakt, ale bez rewelacji. Ciągle widoczny był brak pomysłu na grę i problemy kadrowe na poszczególnych pozycjach. Drużyna z Krakowa postanowiła kuć żelazo, póki gorące – w 59. minucie poprawiła wynik za sprawą Mincheva, który z 30 metrów mocnym, precyzyjnym strzałem pokonał bramkarza Lecha.
Trzybramkowe prowadzenie dawało Pasom pewność wyniku – do końca spotkania kontrolowali jego przebieg. Ostatnie 30 minut było więc nudne, a obie drużyny miały swoje szanse, ale za każdym razem czegoś w nich brakowało.
Sędzia użył gwizdka, część Wielkopolski pogrążyła się w swoich problemach, bo przecież za chwile el. Ligi Mistrzów, a w Krakowie na kilku ulicach, szerzył się entuzjazm i niecierpliwość przed pierwszym domowym meczem.
Filip Banaszkiewicz
Fot. Paweł Jaskółka