Filip Banaszkiewicz
1 min read
22 Jul
22Jul

We wtorkowy wieczór, na swoim boisku w Poznaniu, miejscowy Lech rozpoczął swoją przygodę w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, podejmując Breiðablik. Jak poradził sobie Kolejorz w tym starciu?

Przed spotkaniem było jasne, że gospodarze muszą wypracować sobie solidną zaliczkę przed rewanżem na sztucznej, islandzkiej murawie. Skąd taki wniosek? Gdy spojrzymy na ostatnie eliminacyjne starcie drużyny z północy, zobaczymy wynik 5:0 u siebie, mimo porażki 0:1 w pierwszym meczu z jedną z albańskich drużyn. Islandczycy są bardzo mocni na własnym terenie i nie można bagatelizować zarówno ich, jak i sprzyjających im tam warunków.

Co więc oglądaliśmy w tym spotkaniu?

Momentami był to mecz na poziomie polskiej drugiej ligi. Albo nawet niżej. Rażąca niedokładność, brak pomysłu, szkolne błędy, brak płynności w grze i wiele innych negatywnych aspektów po obu stronach. To, że poznaniacy nie są ostatnio w najlepszej formie, wiemy nie od dziś, ale mimo to od mistrza Polski oczekuje się znacznie więcej. Mimo że wynik 7:1 cieszy, sama gra nie napawa optymizmem. Na drugi mecz z Breidablikiem zarówno gra, jak i zaliczka z wtorku z pewnością wystarczą. Jednak przyszłość i kolejni rywale mogą wywołać znacznie większe problemy.

Warto też krótko skomentować żenujące sędziowanie w wykonaniu arbitra głównego. To, co pokazał pan Vergoote, powinno zainteresować kolegium sędziów UEFA. Nasz główny (anty)bohater spotkania wielu sytuacji nie zauważał, i gdyby nie interwencje VAR-u, mówilibyśmy dziś o gigantycznym skandalu, a wynik byłby inny. Nie wskazuję na jego stronniczość, a brak kompetencji ponieważ, błędy uderzały w oba zespoły. 

Jedyną pozytywną informacją po meczu – poza samym wynikiem – jest to, że w drugiej odsłonie zobaczyliśmy bardzo mądrą grę zawodników z Wielkopolski. Rozważne budowanie akcji, unikanie ryzyka, ostrożne zamknięcie wyniku i kontrola gry.
Jednak czy tego właśnie oczekujemy od mistrzów? Każdy kibic wie, że gdyby podopieczni Fredriksena dołożyli do tego jakość z poprzedniego sezonu, wynik prawdopodobnie byłby dwucyfrowy.

Filip Banaszkiewicz
Fot: Jakub Kaczmarczyk

Comments
* The email will not be published on the website.