Sławek Oduliński
1 minut czytania
23 Sep
23Sep

Zdecydowanie nie takiego startu oczekiwali kibice oraz sympatycy łódzkiego Widzewa w nowy sezon PKO Ekstraklasy. Po przejęciu klubu z Piłsudskiego 138 przez Roberta Dobrzyckiego, który nakreślił plan budowy wielkiego widzewskiego imperium oraz moment, w którym nowy właściciel przeszedł ze słów do czynów, dla wielu był on, jak sen z najpiękniejszej bajki. Całe środowisko związane z Widzewem zaczęło wyobrażać sobie zdobyte trofea, które zapełniają klubową gablotę, w której blisko od trzydziestu lat nic się nie zmieniło.


Dyrektor sportowy Mindaugas Nikolicius zaczął sprowadzać do klubu jakościowo lepszych zawodników. Ilość piętnastu nowych, w łącznej sumie 7.12 mln Euro jak na polskie warunki przyprawiało o zawrót głowy, a że jeszcze przy okazji budowy zespołu zaczęła się również budowa i poprawa klubowej infrastruktury w postaci budowy ośrodka treningowego w Bukowcu jak również boiska treningowego w okolicy stadionu, wielu zobaczyło już Widzew w europejskich pucharach, zapominając o żmudnym procesie tworzenia i budowy zespołu rozłożonym w czasie, który okazał się brutalny i pełen rozczarowań.
Mecz po meczu, wizja wielkiego klubu „tu i teraz” została obnażona poprzez wyniki i liczby, które mimo jakościowych wzmocnień i wydanych  pieniędzy względem poprzednich sezonów, gdzie Widzew nie dysponował tak dobrą kadrą są najsłabsze od momentu powrotu RTS – u do Ekstraklasy. W dziewięciu kolejkach czerwono – biało – czerwoni uciułali zaledwie dziesięć oczek, co stanowi średnią 1,11 punktu na mecz. Dla przykładu zespół Daniela Myśliwca w poprzednim sezonie po rozegraniu dziewięciu spotkań miał punktów piętnaście ze średnią 1,66 z czego pięć oczek widzewiacy przywieźli z delegacji. W obecnej kampanii piłkarze z czerwonej części Łodzi nie zdobyli żadnego. O ile w meczach w Sercu Łodzi powiedzmy że wszystko się zgadza to mecze wyjazdowe, w których drużyna Patryka Czubaka nie punktuje są największa bolączka i problem co odzwierciedla pozycja numer dziesięć w ligowej tabeli, będąca poniżej oczekiwań zarządu, jak i kibiców.
W procesie budowy wielkiego zespołu nie pomagają również decyzje zarządu i sposób ich komunikowania na zewnątrz klubu. Dużym kamykiem do ogródka włodarzy jest zwolnienie poprzedniego trenera Żelijko Sopicia, który prowadził zespół zaledwie pół roku, a wybór Jego następcy w osobie dotychczasowego asystenta Patryka Czubaka był i jest obarczony wielkim ryzykiem. Trener Czubak to młody obiecujący szkoleniowiec, który nie posiada na tę chwilę licencji UEFA PRO. Prowadząc zespół póki co – warunkowo, dźwiga na barkach wielką presję, poniekąd sam sobie ją nakładając. Przejmując zespół tuż przed przerwą reprezentacyjną trener Czubak podjął kontrowersyjną decyzję o kilkudniowej przewie w treningach, w której sam udał się do Grecji, na wesele wiceprezesa klubu. Cała historia greckiego wesela po ujrzeniu światła dziennego przerodziła się w groteskę i wielką presję ze strony kibiców, pod którą zarząd zmuszony był się ugiąć, wysyłając samolot po trenera i sprowadzając go do Łodzi w celu ratowania swojego już nadszarpniętego wizerunku.

O ile odpowiedź zawodników i trenera na weselną kompromitację była właściwa – zwycięstwo w domowym meczu z Arką Gdynia 2-0, tak poprzednia kolejka rozegrana w Zabrzu z Górnikiem była kolejną kompromitacją i festiwalem rozczarowań, który trwa w najlepsze. Do szybkiej zmiany na ławce trenerskiej, dochodzą również częste zmiany między słupkami widzewskiej bramki. Występujący w przegranym meczu w Zabrzu 3-2 Veljko Ilić jest już trzecim z kolei bramkarzem Widzewa w tym sezonie. Wydawało by się – pewniak w bramce popełnił kluczowe błędy, dzięki którym górnicy odnieśli prestiżowe zwycięstwo. Na Ilicia spadła zasłużona fala krytyki, a sam zespół jest krytykowany za styl gry, a właściwie jego brak.
Co dalej? Sytuacja, w której znalazł się zarząd klubu oraz trener jest nie do pozazdroszczenia. Mimo iż nie mówiło się głośno o miejscach premiowanymi grą w europejskich pucharach to po cichu na nie liczono. Okazuje się, że sezon mimo wydania dużych pieniędzy może okazać się sezonem przegranym. Czas potrzebny budowie drużynie przepalany jest na zmiany trenerów oraz eksperymenty w bramce. Jedyną drogą do Europy jest Puchar Polski, w którym nie będzie łatwo. Na tę chwilę Widzew nie umie w wyjazdy, a środowy mecz w PP z Bruk – Bet Niecieczą może okazać się ogromną kompromitacją i kolejnym już trzęsieniem ziemi wewnątrz klubowych gabinetów. Czytałem i słyszałem takie już głosy, że obecny na meczu z Górnikiem Łukasz Piszczek mógłby, przejąć funkcję prezesa klubu, a biorąc pod uwagę powiązania przyjacielsko – biznesowe właściciela Widzewa z Piszczkiem nie można tego wykluczyć.
Przed trenerem Patrykiem Czubakiem dwa wielkie sprawdziany i odpowiedź, w którą stronę zmierza Nowy Widzew i kariera samego trenera. Mecz w Pucharze Polski oraz niedzielny w lidze z Rakowem Częstochowa może okazać się jednoznaczną odpowiedzią, czy potrzeba dalszych zmian na ławce trenerskiej, w bramce czy zarządzie. Na razie Widzew jako cały klub udowodnił dobitnie to, że miarą wielkości nie są pieniądze, jak również, że pieniądze nie grają.


fot. Sport.pl

Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.