Sezon 2024/2025 miał być dla Lechii Gdańsk czasem odbudowy po trudnych miesiącach spędzonych w cieniu niepewności organizacyjnej, sportowego regresu i finansowego zapaści. Choć końcowy rezultat – utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie – dla wielu jawi się jako sukces, droga do tego celu była kręta, bolesna i pełna dramatów. Oto jak wyglądał sezon Biało-Zielonych, miesiąc po miesiącu.
Start rozgrywek dla Lechii był potwierdzeniem tego, czego obawiali się jej kibice – drużyna nie była przygotowana do rywalizacji na najwyższym poziomie. Latem 2024 roku klub zmagał się z gigantycznymi problemami finansowymi, które doprowadziły do czasowego zawieszenia licencji na grę w Ekstraklasie. Transferowy zakaz uniemożliwił jakiekolwiek znaczące wzmocnienia, a skład w dużej mierze oparty był na młodzieży, wypożyczeniach i zawodnikach, którzy zdecydowali się zostać mimo zamieszania. Lechia przystąpiła do sezonu z trenerem Szymonem Grabowskim, który po spadku z I ligi w poprzednim sezonie podjął się misji odbudowy zespołu. Niestety, wyniki nie pozostawiały złudzeń – brak jakości, zgrania i liderów odbijał się w tabeli. Po pierwszych 12 kolejkach Lechia miała na koncie zaledwie 8 punktów, okupując strefę spadkową.
W listopadzie 2024 roku doszło do pierwszego przełomu. Grabowski po remisie 0:0 z Koroną Kielce podał się do dymisji, a jego miejsce zajął John Carver – doświadczony angielski szkoleniowiec znany z pracy m.in. w Newcastle United. Dla wielu kibiców był to zaskakujący ruch, ale jak pokazał czas – niezwykle trafiony. Carver nie miał luksusu okienka transferowego ani możliwości poważnych roszad kadrowych. Postawił więc na organizację gry, dyscyplinę i pragmatyzm. Początkowo efekty były niewielkie, ale już w grudniu Lechia zaliczyła kluczowe zwycięstwo ze Śląskiem Wrocław (1:0), które zakończyło serię siedmiu meczów bez wygranej.
Zimowe okno transferowe nie przyniosło znaczących wzmocnień. Lechia, wciąż objęta zakazem transferowym, mogła liczyć jedynie na wypożyczenia i zawodników wolnych kontraktowo. W ten sposób do drużyny dołączyli m.in. bramkarz Szymon Weirauch oraz ściągnięty z Dynama Kijów Anton Tsarenko – młody pomocnik, który szybko stał się ważnym ogniwem środka pola. Kluczowa jednak była zmiana mentalna. Piłkarze, choć niekiedy ustępowali rywalom pod względem umiejętności, zaczęli walczyć z niebywałą determinacją. W lutym przyszła wygrana z Lechem Poznań (1:0) w marcu z Jagiellonią Białystok (1:0), które pozwoliły Lechii na chwilę opuścić strefę spadkową.
Najtrudniejszy moment przyszedł w połowie marca – cztery porażki z rzędu, w tym bolesne 1:2 z Radomiakiem, znów zepchnęły Lechię na skraj przepaści. Kibice zaczęli tracić nadzieję, ale Carver twardo trzymał się swojej filozofii. W kwietniu drużyna wróciła na właściwe tory – zwycięstwo z Stalą Mielec dało bezcenne punkty. Kulminacją sezonu był mecz 30. kolejki z Piastem Gliwice. Wypełniona po brzegi Polsat Plus Arena Gdańsk niosła drużynę do zwycięstwa 2:1, które zapewniło utrzymanie na dwie kolejki przed końcem sezonu. To był moment katharsis – dla piłkarzy, trenerów i wszystkich, którzy trwali przy klubie w najtrudniejszych chwilach.
Utrzymanie w Ekstraklasie w takich okolicznościach to niewątpliwy sukces. Lechia pokazała charakter, jedność i wolę walki. Klub jednak wciąż stoi na krawędzi – problemów finansowych nie rozwiązano całkowicie, a odbudowa kadry zależeć będzie od decyzji właściciela Paolo Urfera i potencjalnych nowych inwestorów. Dla kibiców Lechii to był emocjonalny rollercoaster. Ale ten sezon – mimo wszystkich bolączek – może okazać się punktem zwrotnym. Być może to właśnie w kryzysie narodziła się drużyna, która w przyszłości znów powalczy o coś więcej niż tylko utrzymanie.
Czy Lechia Gdańsk stanie się symbolem odrodzenia, czy znów pogrąży się w chaosie? Odpowiedź przyniesie sezon 2025/2026. Jedno jest pewne – Biało-Zieloni znów są w Ekstraklasie. I to się liczy.
fot. Mateusz Słodkowski