To był wieczór, w którym każdy kibic Legii poczuł, co to znaczy walczyć do końca. Stadion przy Łazienkowskiej drżał od dopingu, a piłkarze pokazali, że potrafią rozstrzygać mecze w wielkim stylu.
Od pierwszego gwizdka Legia próbowała narzucić swój styl gry, ale GKS Katowice dobrze ustawiał się w defensywie i skutecznie utrudniał grę gospodarzom. Dopiero w 43. minucie kibice przy Łazienkowskiej doczekali się pierwszej radości – Paweł Wszołek wykorzystał świetne podanie i otworzył wynik spotkania.
Po przerwie rywale zaczęli grać odważniej. W 84. minucie stało się coś, czego nikt na Łazienkowskiej nie chciał zobaczyć – Bartosz Nowak wyrównał na 1:1. Na chwilę zrobiło się cicho… ale tylko na chwilę.
Bo Legia to Legia. W 90+5’ Artur Jędrzejczyk – nasz kapitan, wojownik, symbol – wpadł w pole karne i głową wpakował piłkę do siatki. Euforia! Ale to nie był koniec – w 90+7’ Ryoya Morishita dobił GKS, ustalając wynik na 3:1.
Kibice skakali, śpiewali i razem świętowali ten wielki moment. Cała legijna rodzina bawiła się w najlepsze – od najmłodszych po najstarszych. Takie mecze zostają w sercu na zawsze.
Pawel Bejnarowicz / PressFocus