Zabrze znów znalazło się na rozdrożu. Agnieszka Rupniewska, prezydentka miasta wybrana z poparciem Koalicji Obywatelskiej, została odwołana w referendum zaledwie rok po objęciu urzędu. Decyzja mieszkańców, podjęta 11 maja 2025 roku, to nie tylko polityczne trzęsienie ziemi, ale i kolejny cios dla procesu prywatyzacji Górnika Zabrze – sprawy, która od lat budzi emocje, nadzieje i narastającą frustrację kibiców oraz mieszkańców. Kolejny raz obietnice zmian i stabilizacji rozbijają się o rzeczywistość, a przyszłość klubu, będącego symbolem miasta, pozostaje w mroku.
Referendum, które zakończyło krótką prezydenturę Rupniewskiej, było kulminacją niezadowolenia. Mieszkańcy zarzucali jej chaos w zarządzaniu miastem, podwyżki opłat, zwolnienia w jednostkach samorządowych, rezygnację z wydarzeń kulturalnych i – co szczególnie istotne dla kibiców – opieszałość w prywatyzacji Górnika. Frekwencja wyniosła 25,22%, a miażdżąca większość – 27 161 z 29 207 ważnych głosów – opowiedziała się za odwołaniem prezydentki. Rada miasta, choć również znalazła się pod ostrzałem, uniknęła podobnego losu z powodu zbyt niskiej frekwencji. Wynik referendum to rzadkość w polskiej polityce lokalnej, ale w Zabrzu nikt nie ma siły, by świętować ten „sukces demokracji”. Zamiast tego pojawia się pytanie: co dalej?
Rupniewska, obejmując urząd w maju 2024 roku, odziedziczyła miasto w fatalnej kondycji finansowej. Zadłużenie sięgające 1,4 miliarda złotych, dziura budżetowa w wysokości 228 milionów – to krajobraz, który zmusił ją do trudnych decyzji. Broniła się, tłumacząc, że jej działania uchroniły Zabrze przed bankructwem, a pozyskanie 354 milionów złotych pożyczki z Ministerstwa Finansów było krokiem w stronę stabilizacji. Jednak dla wielu mieszkańców te wyjaśnienia brzmiały jak wymówki. Prywatyzacja Górnika, która miała być jednym z priorytetów, utknęła w martwym punkcie, stając się symbolem nieudolności nowej władzy.
Proces sprzedaży klubu, ikony Zabrza i 14-krotnego mistrza Polski, ciągnie się od lat. W ostatnich miesiącach wydawało się, że jest szansa na przełom. Dwa podmioty – konsorcjum Zarys-Tabapol oraz LP Holding GmbH, związany z Lukasem Podolskim – zostały dopuszczone do negocjacji. Rupniewska zapowiadała, że finalizacja nastąpi do końca czerwca 2025 roku. Kibice, choć sceptyczni, zaczynali wierzyć, że klub w końcu uwolni się od miejskiej polityki i zależności od zadłużonego samorządu. Podolski, legenda Górnika i mistrz świata, otwarcie mówił o potrzebie oddzielenia klubu od miejskich układów. Jego zaangażowanie dawało nadzieję, że prywatyzacja nie będzie tylko pustym hasłem.
Teraz, po odwołaniu Rupniewskiej, te plany legły w gruzach. Proces prywatyzacji, który i tak toczył się w ślimaczym tempie, został praktycznie zamrożony. Nie ma prezydenta, nie ma jasności co do dalszych kroków, a potencjalni inwestorzy mogą stracić cierpliwość. Eksperci wskazują, że zmiana władzy oznacza konieczność ponownego ustalenia priorytetów i składu komisji prywatyzacyjnej. Nowy prezydent – o ile wybory przedterminowe, które muszą odbyć się w ciągu 90 dni, wyłonią następcę – prawdopodobnie będzie musiał zaczynać niemal od zera. To perspektywa, która przyprawia o ból głowy nie tylko kibiców, ale wszystkich, którzy widzą w Górniku szansę na ożywienie miasta.
Zabrze jest zmęczone. Zmęczone kolejnymi obietnicami, które rozmywają się w gąszczu politycznych sporów. Zmęczone wizją klubu, który zamiast walczyć o mistrzostwo, tkwi w administracyjnej pułapce. Rupniewska, mimo swoich wysiłków, stała się ofiarą oczekiwań, które przerosły możliwości jednego roku rządów. Jej odwołanie nie rozwiązuje problemów miasta – zadłużenie, chaos w gospodarce odpadami, brak płynności finansowej nigdzie nie znikną. Górnik, zamiast stać się symbolem odrodzenia, pozostaje zakładnikiem miejskich rozgrywkach.
Czekamy na komisarza, który przejmie stery do czasu wyborów. Czekamy na nowego prezydenta, który być może znów obieca szybką prywatyzację. Czekamy na decyzje, które pozwolą Górnikowi Zabrze rozwinąć skrzydła. Ale w głębi duszy czujemy, że to czekanie może trwać jeszcze długo. Zabrze zasługuje na więcej niż kolejne rozczarowania. Pytanie, czy kiedykolwiek doczekamy się chwili, gdy miasto i jego klub w końcu złapią oddech.
Fot. PAP