Piotr Pośpiech
1 minut czytania
11 May
11May

W niedzielnym spotkaniu 32. kolejki PKO BP Ekstraklasy, do rodzinnego obiadu mogliśmy oglądać starcie Lechii Gdańsk w roli gospodarza oraz przyjezdnych z województwa świętokrzyskiego, Koronę Kielce. Mecz oglądało się z przyjemnością, a każdy gol wchodził niczym kolejny kęs kotleta schabowego podczas obiadu.

Pierwsze minuty spotkania zapowiadały się naprawdę ciekawie. Jeśli chodzi o zespół z Kielc, piłkarze chcieli udowodnić swoją wyższość dominacją na boisku, jednak zbyt wielka pewność siebie doprowadziła Koroniarzy do utraty gola. Po kontrowersyjnym rzucie karnym, który większość osób uznałaby za sytuację, w której to piłkarz Lechii wbiegł w Miłosza Trojaka, sędziowie zdecydowali inaczej, i to Lechia Gdańsk wyszła na prowadzenie. Po tym golu swoje szanse miała Korona Kielce, jednak to piłkarze z Gdańska przejęli nieco inicjatywę. Udowodnili to, strzelając gola na 2:0 tuż przed przerwą, a bramkę dla Lechii zdobył Iwan Żelizko. Lechia do przerwy wygrywała 2:0.

Po emocjonującej pierwszej połowie i zjedzonym obiedzie, można było się wziąć za prawdziwe emocje. Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy mamy rzut wolny dla Korony. Do piłki podchodzi Wiktor Długosz, który zamienia na gola piękny rzut wolny i świętuje pierwszego gola w Ekstraklasie od 4 lat. Gdy piłkarze Lechii myśleli, że nic złego nie może się stać, Wiktor Długosz, niczym rasowy napastnik, pakuje piłkę do siatki. A to nie koniec emocji – w końcówce meczu Daniel Bąk okiwał obronę Lechii jak Kylian Mbappé ładujący hat-tricka Barcelonie. Jednak nie jest to ten poziom – zawodnik piłkę stracił, i po kontrze piłkarzy Lechii ukraiński piłkarz, Kacper Sezonienko, daje Lechii prowadzenie, czym ustala wynik meczu na 3:2.

Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.