Wojciech Zuziak
2 minut czytania
14 Jul
14Jul

Oglądając i analizując kolejne mecze naszej reprezentacji w ostatnich latach zastanawiam się, gdzie leży problem. I zauważyłem, że chyba największy problem naszej kadry jest w głowach naszych piłkarzy. Często u sportowców jest tak, że jeśli umiejętności są, a nie idzie, to znaczy, że z psychiką jest coś nie tak i obserwując mecze naszej kadry mam też takie wrażenie. Nie oszukujmy się umiejętności jako całości kadry nigdy nie będą do pokonywania regularnego Hiszpanii, Anglii, Francji, Holandii, czy Niemiec. Plus Argentyna czy Brazylia. Jeden Lewandowski to za mało. Najlepsi takich "Lewandowskich" mają na kilku pozycjach plus ławka. Problem jest taki, że od kilku ostatnich lat (tak mniej więcej od katarskiego Mundialu) mamy nawet problem z wygrywaniem ze średniakami, których w lepszym czy gorszym stylu ogrywaliśmy. Chciałem spojrzeć na 2 płaszczyzny.

Problem, gdy zaczyna coś iść źle

Gdzie leży problem? Nasi sprawiają wrażenie, że grają według pewnego schematu, jak pójdzie coś nie tak, to jakby cała koncepcja rozpada się jak domek z kart i nasi nie wiedzą co robić. Z Finami w ostatnim meczu pierwsze 30 minut wcale źle nie wyglądało, powiem więcej wyglądało na to, że Finowie nie mogą zrobić nam tego dnia krzywdy. My atakowaliśmy, stworzyliśmy sobie kilka sytuacji i nagle jeden błąd bramkarza Skorupskiego i wszystko się rozleciało. Błędy się zdarzają, tylko że nasi zamiast wrócić do gry z przed kiksu i jak najszybciej wyrównać, to sprawiali wrażenie całkowicie zagubionych, Finowie przejęli inicjatywę i zdobyli drugiego gola. Trochę to trwało zanim się otrząsnęliśmy, ale na więcej niż gol kontaktowy m.in. czas nie pozwolił. Ale to nie koniec. W 2023 roku z Albanią na wyjeździe też nic się nie działo pod naszą bramką do czasu pierwszego gola Albanii. Padła bramka i było po meczu. Drastyczniejszy przypadek to mecz w Kiszyniowie, kiedy to do przerwy prowadziliśmy 2:0, wyglądało na to, że jeszcze może paść parę bramek, a tu gol kontaktowy i nagle nasi ze słabą Mołdawią tak się pogubili, że przegrali 2:3. A to była tylko Mołdawia. Z Portugalią w LN też graliśmy niezły mecz, padł 1 gol, wszystko posypało się i skończyło się 1:5. Z Argentyną na Mundialu w Katarze, to po pierwszym golu nawet nie schodziliśmy z własnej połowy niemal do końca meczu bojąc się straty kolejnych goli i odpadnięcia z grupy. Ostatnie 2 mecze o punkty, które wygraliśmy przegrywając były: z Bośnią i Hercegowiną w 2020 roku oraz z Walią w 2022 roku, oba wygrane 2:1. Takich przykładów można znaleźć więcej, ale remisy zostawiłem i podałem tak tylko gdzie kończyło się porażką. Zostawiłem porażkę w Pradze za Fernando Santosa, bo tam za szybko padły gole, żeby wyciągać jakiekolwiek wnioski.

Wniosek mój jest taki, że Polacy wychodzą według jakiegoś planu na mecz i nie biorę pod uwagę planu B, C, D itd. Coś nie wyjdzie to rozpada się cała koncepcja meczu i nie potrafią wrócić do tego co było. Jest to przykre, ale tak to wygląda.

Problem wiary w pokonanie mocniejszego rywala

Polacy po raz ostatni wygrali z wysoko notowanym rywalem za Nawałki w 2014 rok- 2:0 z Niemcami. Już wyjazdowych wygranych należy daleko szukać. Nie liczę wygranej Santosa z Niemcami z 2 powodów: 1.To był mecz towarzyski; 2.Niemcy bardzo słabo wtedy grali i prawie wszystko przegrywali. Pytanie brzmi, czy Polacy tacy są słabi, że nie dało się przez te 11 lat wygrać? Oczywiście tak jak pisałem na wstępie kadry zbyt mocnej na takie wygrywanie regularne nie mamy w tej chwili. Ale nie można powiedzieć, że okazji na to nie było. Czasem mam wrażenie, że nasi nie wierzą w to, że da się takiego przeciwnika pokonać. W zeszłym roku z Chorwacją przecież z 1:3 doprowadziliśmy do 3:3, graliśmy w przewadze, atakowaliśmy, wydawało się, że to może być nasz dzień i co? I nasi w tym momencie przestali grać jakby uznali, że remis ich zadowala. Podobna sytuacja miała miejsce za Brzęczka z Portugalią na wyjeździe: przegrywaliśmy 0:1 wyrównaliśmy graliśmy w przewadze i też skończyliśmy atakować. W obu przypadkach wydawało się, że jest szansa na odniesienie zwycięstwa, a nasi wyglądali jakby tego nie widzieli i zadowalali się remisem. Poza tym były też takie mecze, gdzie przy stanie remisowym mecz był wyrównany, obie strony atakowały, wydawało się, że wygra ten co strzeli gola i jakoś zawsze czegoś brakowało, żebyśmy to byli, a rywale zdobywali bramki. Tu mi się przypominają mecze: z Holandią i Austrią na Euro, czy z Anglią na Wembley za Paolo Sousy. Zresztą z Anglią w Warszawie też straciliśmy gola, ale w ostatniej chwili zdążyliśmy wyrównać. Oczywiście na tym m.in. polega wyższość, że takie zespoły swoje wykorzystają. Tylko pytanie, czemu tak musi być zawsze, a my nie potrafimy od czasu do czasu się odgryźć?

Tak jak piszę, ja miałem wiele razy wrażenie, że nasi nie wierzą w to, że nasz przeciwnik jest tego dnia do pokonania. Co jest irytujące jeśli danego dnia po raz kolejny widzisz, że nasza kadra tak bardzo nie ustępuje i jest szansa coś zrobić wielkiego, a tu zawsze kończy się źle.

Oczywiście jestem laikiem, a nie ekspertem. Piszę tylko co mi się wydaje. Ale prawda taka, że w sporcie mamy całe mnóstwo przykładów kiedy to umiejętności były, ale "głowa nie dojeżdżała". Ja uprawiając sport amatorsko też widzę, jak ważna jest głowa. Myślę, że ktokolwiek nie zostanie nowym selekcjonerem musi jednak przede wszystkim wziąć się za stronę mentalną naszej kadry, bez tego nigdzie dalej nie ruszymy. Oczywiście mam też świadomość, że to nie wszystko inne rzeczy są też do poprawienia, ale artykułów o taktyce jest całe mnóstwo, a ja chciałem ugryźć problem od innej strony i pokazać, gdzie jeszcze może leżeć problem. Tak czy inaczej nowemu selekcjonerowi należy życzyć powodzenia.

Zdjęcie: Mateusz Sobczak newspix.pl


Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.