Po zwolnieniu Michała Probierza nie widać na horyzoncie żadnej jasnej kandydatury na nowego selekcjonera. Kilku kandydatów już było, Zbigniew Boniek zasiał zamęt, jeden z faworytów miał rzekomo odmówić, z innymi nikt się nie kontaktował. Potem były wybory nowego prezesa i zarządu w siedzibie PZPN, która — według opisów wielu stałych bywalców — nie odbiega jakoś szczególnie od spółki zła dr. Dundersztyca z jednej z bajek, które młodsze pokolenie mogło oglądać. Gdy temat wyborów ucichł (bo przecież nie odrzuci się jedynego możliwego kandydata), sprawa nowego trenera też nie nabrała nowego biegu. Wiemy tyle, ile wiedzieliśmy po meczu w Finlandii.
Skąd ta niechęć do objęcia kadry?
Powodów do braku zainteresowania tą posadą jest co najmniej kilka, ale nie można do nich zaliczyć aspektu finansowego. Zarobki poprzednika Michała Probierza plasowały się co najmniej znośnie na tle innych. Fernando Santos w 2023 roku mógł liczyć bowiem na aż 12 milionów rocznie, wyprzedzając przy tym chociażby Roberto Martíneza, Luisa Enrique czy Zlatko Dalicia. Probierz „obniżył swoje loty” do 2 milionów rocznie, co było godną sumą, lecz nie z najwyższej półki. Mimo to, jeśli jednak Portugalczyk mógł dostać taki kontrakt, to oznacza, że pieniądze w PZPN są.
Jakie kandydatury wobec tego możemy rozważać?
Gdy spojrzymy na ranking trenerów aktualnie bez pracy, to możemy tam znaleźć takie nazwiska jak Motta, Löw, Spalletti, Southgate czy Pioli. Lista utytułowanych, zagranicznych trenerów, którzy z pewnością by nam nie zaszkodzili, jest dość długa. Każdy obchodził się w swojej karierze z większymi gwiazdami niż większość naszych zawodników, zdobywali liczne osiągnięcia zarówno indywidualne jak i te drużynowe, a także nie raz stawali się bohaterami całych miast i regionów. Mimo tego, widma i demony z przeszłości, dotyczące duetu Sousa – Santos, nie napawają nas, kibiców, optymizmem. Czy słusznie? Raczej nie. Tak czy siak, w gabinetach ludzi zarządzających polską piłką nie obserwujemy od kilku lat praktycznie żadnego ryzyka. Niektóre działania podejmowane są w myśl nielogicznej zasady: na zimę lepiej dmuchać, bo jeszcze się nam rozpłynie.
Kto jest tym realnym kandydatem?
By być większym realistą, przyjrzyjmy się trenerom z naszego podwórka, którzy są do dyspozycji — Rumak, Nawałka, Magiera, Brzęczek, Urban, Fornalik, Myśliwiec — lista jest naprawdę długa, a każdy z trenerów prezentuje zupełnie inny styl prowadzenia drużyny. Zasadnicza dywagacja powinna być jedynie nad tym, ilu z nich jest w stanie podjąć ten ciężar i czy chcemy eksperymentu, czy stawiamy na pewne wybory.
Czy ta analiza ma jakieś znaczenie?
Absolutnie nie. W naszej piłce patrzymy na to, kto jest na ile miękki czy twardy, nie zwracamy uwagi na warsztat, sukcesy czy podejście trenera, a na atmosferę w szatni. Skupiamy się na tym, komu przypodoba się nowy trener i jaki będzie miał kontakt z drużyną, i chyba nawet ważniejsze — jakie będą jego relacje z włodarzami związku. Czy to dobre, czy złe? Opinie zostawiam państwu. Każdy ma prawo mieć inne zdanie, ale chyba wyraźnie zauważamy regres naszego narodowego sportu w ostatnich latach. Jedno jest pewne - jeśli nic się nie zmieni w fundamentach, to za rok lub dwa, ten artykuł nadal będzie aktualny.
Filip Banaszkiewicz
Fot: Radosław Jóźwiak